
Co ma piernik do wiatraka? Ano niestety – ma. Brak myślenia podczas spaceru z psem może dużo kosztować. I to niestety – psa, a nie jego niemyślącego właściciela.
Tymczasem wielu właścicieli psów na czas spaceru (oby tylko wtedy…) kompletnie wyłącza myślenie. Przykład z ostatniego spaceru: chodzę z moim psem po Fortach Bema w Warszawie. Pogoda fajna, ludzi sporo. Trzeba przyznać – większość ogarnia ładnie swoje psy – widziałam i przywołania, i ładne odwołanie psa biegającego na długiej lince, fajnie skupionego na piłce bordera… Generalnie – lepiej, niż się spodziewałam.
Ale naturalnie jeden rodzynek musiał się trafić. Czy może raczej – jedna łyżka dziegciu w beczce miodu… Pan z wyglądu na 20+, wgapiony w smartfona, dwa psy biegające luzem dobre 30m dalej… I nie – nie agresywne czy niebezpieczne dla kogoś. Jeden mały, czarny kundelek i drugi – dość duży terierowaty, ale wyraźnie starszy pies.
Pan sobie skręcił, psy biegną do nas… Czy się boję o siebie? Absolutnie nie. O mojego psa – tym bardziej nie. Kelpicz jest na lince, albo sobie poradzi, albo zwieje, jest inteligentny. ALE: jest też małą mendą, która nie lubi obcych psów. Sam do nich nie podchodzi, nie zaczepia, jest odwoływalny, jest na lince. No, ale ma prawo nie lubić obcych. Ja obcych ludzi zaczepiających mnie na ulicy też nie lubię…
Właściciel psów jest het, het daleko, ma generalnie w d**ie co się dzieje mimo że wołam do niego żeby zabrał psy. Na szczęście psy były mądrzejsze od swojego pana i widząc niezachęcającą do kontaktu minę kelpicza – zawróciły…
Ale co – gdyby nie? To popatrzmy od strony właściciela takiego podbiegacza:
Po pierwsze: podbiegaczowi może się coś stać. Nigdy nie wiesz do jakiego psa twój pies podchodzi. Nie znasz go, nie znasz jego historii. Ja swojego psa odwołam w razie czego, ale ja pracuję z psami, wiem jak to zrobić. Nie każdy właściciel da radę. I co wtedy? Takie zachowanie to narażanie swojego psa na: pogryzienie, traumę, ból, strach. Siebie – na wyrzuty sumienia i koszty u weterynarza. Warto? Nie sądzę…
Po drugie: personalnie dla mnie - każda ewentualna awantura z podbiegaczem – to byłby krok wstecz w pracy nad moim psem. Ten pies to 5 lat pracy z emocjami, nad tym żeby potrafił się komunikować, żeby był odwoływalny, żeby umiał zignorować zaczepki i próby ataku… Każdy, kto miał reaktywnego psa z wybujałym ego – wie o czym mówię 😘 A ja za spieprzenie mi roboty potrafię być serio niemiła…🤬 Myślenie jest zdecydowanie mniej bolesne.
Co chcę przez to powiedzieć?
Że olewanie swojego psa na spacerze = narażanie go na problemy, na ból, na strach… Nie – siebie. Jego.
I właśnie dlatego tak bardzo mnie to wkurza. Sam – człowieku - rób sobie co chcesz. Nie interesuje mnie to. Ale nie masz prawa narażać zdrowia i życia swojego psa, bo właśnie oglądasz filmiki na Tik Toku ‼️🤬